W dzieciństwie każda prośba o pomoc kończyła się wyśmianiem. Że taka duża a sobie nie
radzi. Widocznie dzieciństwo wpłynęło na moje życie dość poważnie. Łącznie z bardzo niskim poczuciem własnej
wartości. Najtrudniej stawiać mi granice wśród osób, które kocham. Tu jest największy problem. Boję się, że gdy
powiem nie to się odsuną.
Paulina
Zostałam wychowana w przekonaniu, że moje zdanie nie jest ważne i nawet jak powiem nie,
to nikt nie potraktuje tego na poważnie. Nie umiem stawiać granic swoim rodzicom. Uważam, że jeżeli nie umiem
sobie z czymś poradzić, to jest to moją porażką. Stawianie granic jest niebywale trudne i jeśli czujemy, że sami
nie umiemy sobie z tym poradzić, to żadnym wstydem nie jest skorzystanie z pomocy psychologa lub terapeuty.
Natalia
Często mam wrażenie, że mogę skrzywdzić kogoś swoim zdaniem i lepiej jest
odpowiedzieć tak, jakby chciała tego druga strona. Najczęściej w relacji z rodziną. Zgadzam się na coś tylko dla
świętego spokoju, żeby nikogo nie urazić. Wydaje mi się, że jeśli poproszę o pomoc to, każdy będzie uważał mnie
za słabą. Pare pytań a człowiek zaczyna myśleć o tym, że może mieć swoje zdanie i jasno stawiać granice.
Chciałabym mówić „nie”, kiedy tego chcę i przestać się martwić o wszystkich.
Paula
Mam problemy, ze stawianiem granic, gdy w grę wchodzi poczucie mojego komfortu.
Czasami nie potrafię postawić granicy, tak, by nie czuć się zraniona czyimiś słowami, bądź ignoruję zachowanie
drugiej osoby, nawet jeśli sprawia, że czuję się niekomfortowo. Pracuję nad tym jasno sygnalizując już na samym
początku moje potrzeby i oczekiwania. Zdarza mi się mówić "tak", gdy mam ochotę powiedzieć "nie". Myślę, że
dzieje się tak, ponieważ boję się reakcji drugiej osoby, rozczarowania, czy też zobaczenia smutku. Chyba po
prostu bardzo się boję, że ktoś się na mnie zawiedzie, a ja za bardzo chcę być tą osobą, która nigdy nie zawodzi
i zawsze jest, a przecież to niemożliwe. Rzadko stawiam potrzeby innych nad własne, bo jestem dla samej siebie
przyjaciółką, dbam o siebie, bo to daje mi szczęście. Kocham i szanuje siebie, dlatego najpierw zaspokajam swoje
potrzeby, a gdy tego dokonam, to myślę o innych. Myślę, że trudno mi prosić o pomoc, ponieważ zawsze w głowie
pojawia się myśl, że przecież muszę być samowystarczalna, a proszenie o pomoc, to pokazanie komuś, że sobie z
czymś nie radzę. Jedna z moich największych obaw - bycie w oczach innych słabą, a nie silną.
Karolina
Nie potrafię postawić granic w pracy a także w relacjach z bliskimi mi osobami,
paraliżuje mnie strach związany z emocjami jakie wywołam u kogoś. Robię to ze strachu przed odrzuceniem, albo
ostrą wymianą zdań. Muszę nauczyć się stawiać granice, dla mnie i dla mojej córki, żeby widziała że stawianie
granic to naturalna rzecz. Marzę o tym żeby moja córka była pewna siebie kobietą, która będzie potrafiła
postawić granicę, nie pozwoli siebie krzywdzić, ale to ja muszę się nauczyć stawiać granicę, bo dzieci biorą
przykład z rodziców.
Małgorzata
Boję się że osoba którą proszę o tą pomoc mnie wyśmieje, powie jaka to nie jestem
słaba albo że " inni mają gorzej" to chyba najgorsze co można usłyszeć w takiej sytuacji. Nienawidzę też być
postrzegana jako właśnie osoba słaba, nie umiejąca poradzić sobie sama ze swoimi problemami i demonami. Wolę gdy
ludzie myślą że olewam że się nie przejmuje, chociaż w głębi serca będę się dusić płakać i potrzebować pomocy
nie poprosiłabym o nią. Boję się jak będzie postrzegało mnie społeczeństwo i bliscy. Nie chcę być odbierana jako
samolubna czy egoistyczna osoba. Zawsze strasznie trudno mi odmawiać ludziom czy w sprawie pożyczenia głupiego
długopisu czy w o wiele bardziej poważnych rzeczach. Wyrażenie własnych poglądów też jest dla mnie problemem,
gdy ktoś zapyta mnie czy popieram jakąś konkretną partię polityczną odpowiem że nie mam zdania to chyba dlatego
że Nienawidzę kłócić się z ludzimi nie lubię gdy ktoś na mnie krzyczy. Wolę nie mieć zdania w towarzystwie niż
kłócić się że znajomymi, wolę powiedzieć tak niż potem być obgadywana i źle postrzegana
Nadia
Przyznanie się do słabości to piekło perfekcjonisty. Walczę zeswoimi demonami. Jestem
prymuska która nie radzi sobie idealnie w dorosłym życiu. Walczę każdego dnia by było nie idealnie ale dobrze.
Mam poczucie że proszenie o pomoc mnie znieważa. Próbuje do ostatniej kropli krwi zanim poproszę o pomoc.
Prześladuje mnie głos w głowie "no co ty, nie dasz rady sama ? Stawiania granic nauczyłam się jako dorosła
osoba. Żałuję że wcześniej stawiałam potrzeby wszystkich przed swoimi. Byłam znieważana, poniżana i
dehumanizowana. Pozwoliłam na to nie posiadając granic. Pozwalałam na taki stan rzeczy. Mogłam decydować żeby
zareagować, ale nie robiłam tego bo grzeczne dziewczynki tak nie robią.
Monika
Podzielania sie z kims swoimi emocjami, słabościami i trudnościami - takie odkrywanie
sie orzed drugim człowiekiem jest niezwykle trudne dla osób nieśmiałych i ktore nie chca przeszkadzać innym w
życiu - to może byc główny powód braku asertywnosci. Jestem mało asertywna i czuje potrzebę uszczęśliwiania
innych własnym kosztem, czasem nawet kiedy moje własne obowiązki albo plany maja zostać calkowicie anulowane.
Zaslaniam sie tym, ze "lubię pomagać" w rzeczywistości nie umiem odmówić.
Karolina
Zwykle trudno, chociaż zależy w jakiej dziedzinie mojego życia. W pracy, gdzie sprawuję funkcję prezesa firmy, zatrudniłam doradcę biznesowego uznając deficyty w niektórych sytuacjach i chcąc zaspokoić swoje dążenie do doskonałości. W życiu osobistym jest mi trudniej. Może dlatego, że rodzinie i przyjaciołom nie płaci się za pomoc i czuję się, jakbym ich wykorzystywała. Staram się robić to jak najrzadziej. Sądzę, że przede mną jeszcze dużo pracy w tym temacie i że w dużej mierze jest to kwestia wychowania i dotychczasowych przeżyć. Jeśli chodzi o stawianie granic, to często nie wiem kiedy i jak. Poruszam się po omacku. Cieszę się, że powstała ta książka.
Iwona
Myślę, że człowiek jest zdrowszy i szczęśliwszy, gdy potrafi stawiać granice, w jakiejkolwiek sferze życia. Odrobina zdrowego egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie. Osoby nie posiadające takiej umiejętności często cierpią, są wykorzystywane. Paradoksalnie, ja to wiem a nie potrafię wykorzystywać w praktyce. No bo jak odmawiać, szczególnie bliskim, i nie mieć wyrzutów sumienia? Chyba potrzebuję więcej lektur typu "Strażniczka Swoich Granic".
Iwona
Myślę, że to poradnik dla każdej kobiety. Z natury mamy tendencję do opiekuńczości i brania więcej na siebie niż chcemy, często kosztem własnych potrzeb. Na szczęście szczerze wierzę w to, że każda z nas może nauczyć się odróżnić kiedy naprawdę może pozwolić sobie na pomoc innym, a jakie działania są już poza strefą tego na co mamy ochotę/chęć/siłę, co nam nie służy. Uważam, że taka książka jest naprawdę potrzebna i wielu ludzi z niej skorzysta.
Katarzyna
Przestrzeganie własnych granic jest ogromnie ważną umiejętnością. Niestety bardzo często, szczególnie w konsumpcyjnym i szybkim XXI wieku, nikt nas tego nie uczy. W takiej sytuacji dorosłe osoby wchodzą w dorosłe życie i zapominają, że coś takiego jak własne samopoczucie t e ż jest ważne. Dlatego cieszę się, że coraz więcej osób o tym mówi bądź pisze. Nasze społeczeństwo zdecydowanie potrzebuje przejrzeć na oczy, a ta książka to ogromny krok w tym kierunku.
Julia
Czas pokazuje jak duże znaczenie w zachowaniu dorosłych dojrzałych ludzi ma
to jak wyglądały ich pierwsze lata życia. Tzw niekochane dzieci, osoby wysoko wrażliwe, empaci będą za
wszelką cenę szukały ciepła i miłości w dorosłym życiu, bagatelizując swoje potrzeby zrobią wszystko,
aby osoba w której widzą swoją miłość z nimi byla, chciała je. Poświęcają siebie dla relacji często
bardzo toksycznych. Mama nigdy nie mogła liczyć na pomoc ojca i od dziecka wpajała mi, że muszę być
niezależna i samowystrczalna. Myślę, że to miało duży wpływ. Prosząc o pomoc czuje się słaba, poniżona w
oczach ludzi do których się o tą pomoc zwracam. Zdecydowanie wolałabym zapłacić obcemu człowiekowi za
usługę np. transport rzeczy przy przeprowadzce, niż poprosić znajomego z dużym autem o pomoc.
Laura
Jestem osobą emaptyczną. Często moja zgoda na jakąś prośbę wynika z tego, że
chcę pomoc innym pokonać ich problem, ułatwić życie. Niestety często też kosztem własnego komfortu i
czasami biorę na siebie zadania ponad moje możliwości. Czasami świadomość moich własnych granic jest
zacierana właśnie przez empatię.
Dominika
Jestem samowystarczalną, pracującą, studiującą i samotnie wychowującą matką i
to przed 30-stką, więc jakim prawem mogę wgl prosić kogoś o pomoc. A tak naprawdę to ciężko jest prosić
o pomoc kiedy stwarza się wrażenie takiej osoby jaka opisałam wcześniej. Często jest mi strasznie ciężko
psychicznie, jestem po prostu wyczerpana życiem dookoła i jedynym czynnikiem do uśmiechu jest moje
dziecko. Czasem żałuję, że nie stwarzalam wrażenia osoby która nic nie potrafi, żeby ludzie mi pomagali.
Bo pomimo tego ile mam na głowie i tak jeszcze latam i pomagam wszystkim na około. Myślę, że właśnie
dlatego jest mi trudno, bo uważam się za osobę, do której ludzie przychodzą o pomoc. Jakby nagle miało
być na odwrót poczułabym się strasznie zawstydzona. Nie było jeszcze momentu w sprawach ważnych i
ważniejszych kiedy myślałbym o sobie. Poszłam na studia, bo mama i babcia kazała. Fakt faktem wyszło mi
to na dobre, no ale to była ich potrzeba nie moja. Czy to w codziennych aktywnościach nawet w robieniu
obiadu, zawsze najpierw pytań co chcą zjeść, żeby to oni byli zadowoleni, a nie ja. Prawda jest taka, że
jak tak teraz o tym myślę, pora by było coś z tym zrobić, bo to jest przerażające, że nie stawiam
własnych potrzeb ponad innych. Sądzę, że jest to spodowane wewnętrznym strachem skarcenia lub poniżenia
przez rozmówców. Postawienie swoich racji ponad ich zawsze LEPSZE od moich bardzo mnie przerasta pomimo
tego, że na ogół jestem w bezpośrednią i pewną siebie osobą, nie mam w tym granicy by kiedys powiedzieć
stop i sama decydować.
Paulina
Mam problem ze stawianiem swoich granic wtedy, kiedy mam poczucie, że wypada
coś zrobić. Niestety w dorosłym życiu nie zawsze ma się czas na wszystko. Doba trwa jedynie 24h, a i
kiedyś trzeba odpocząć. Co w momencie, kiedy ciocia prosi o pomoc z tabletem, babcia prosi o większe
zakupy, przyjaciółka wyciąga na karaoke, a jedyne, o czym marzymy, to to, żeby w końcu się wyspać?
Jestem osobą, która niestety poświęca swoje zdrowie, chcąc dla najbliższych jak najlepiej. Nigdy nie
zaniedbuję relacji rodzinnych, nigdy nie odmawiam przyjaciółkom. Zawsze znajduję dla wszystkich czas,
zawsze pomagam. Problem polega na tym, że jestem tym wszystkim bardzo zmęczona. Przyjaciele chcą jak
najlepiej, chcą spędzać ze mną czas, zawsze coś ciekawego proponują. Rodzina też nie chce źle, zawsze
się odwdzięcza za pomoc... Tylko właśnie, gdzie ustanowić granicę? Nie jest to takie proste.
Luna
Problemem ze stawianiem granic było dla mnie mieszkaniem w rodzinnym
domu, w którym panowała toksyczna atmosfera tj. ojciec alkoholik poniżający moją mamę za każdym
razem gdy za dużo wypił, jego narzekanie na nią mi, oglądanie płaczu mojej mamy i jej
podkrążonych oczu następnego dnia po kłótni rodziców, bezradność, bezsilność i ostatecznie
nieudolne próby wykrzyczenia im, że mam już tego dosyć. Problemem było dla mnie otwarciem
powiedzenie, że nie chcę tego słuchać, nie chcę być między młotem a kowadłem, nie chcę czuć tego
fizycznego bólu przy każdej kłótni, tego ranienia słowami i świadomości jak bardzo moja rodzina
odbiega od tej w jakiej chciałabym żyć. Największy problem ze stawianiem granic miałam bez
wątpienia z moim ojcem. Teraz już wiem, że to ja dla siebie jestem najważniejsza. Teraz wybieram
spokój, brak toksycznych relacji i to, co podpowiada mi intuicja. Dlatego jeśli stawiam czyjeś
potrzeby ponad moje, robię to świadomie i nie dlatego żeby kogoś zadowolić ale dlatego, że kogoś
kocham, chcę dla niego jak najlepiej i potrafię zrezygnować na chwilę z siebie, żeby okazać mu
swoje uczucia.
Ania
Nie lubię robić komuś problemów. Zawsze chciałam radzić sobie ze
wszystkim sama i tak zostało. Nie lubię też czuć, że kogoś irytuję tym, że czegoś nie wiem i że
ma poświęcić mi swój czas. ch, np. jeśli prosi mnie o coś przełożona. Mam problem z
asertywnością na żywo, ale przez maila odmówię. Na żywo boje się reakcji oraz, że ktoś wyczuje,
że jestem "słaba" i to wykorzysta a ja ulegnę. Mam też problem z tym w bliskich relacjach
związkach, ponieważ boję się, że ta osoba mnie zostawi jak się na coś nie zgodzę albo że się
zdenerwuje. Czasami. Wypieram własne pragnienia, a może czasem nie wiem czego sama chcę i co
wolę. Robię tak, żeby kogoś nie zawieść.
Julia
Mam wrażenie, że im bliższe relacje tym bardziej ludzie alergicznie
reagują na stawiane im granice. Trzeba naprawdę dużo samozaparcia w egzekwowaniu. Największy
problem mam ze stawianiem granic rodzinie. Przy upominaniu słyszę, że przesadzam, zdziczałam lub
się czepiam. Według rodziny powinnam być 24h dostępna i chętna do pomocy, wydzwaniać do
wszystkich z pytaniami jak się czują i biernie słuchać uwag na temat mojego wyglądu czy stylu
życia. Bardzo trudno mi prosić o pomoc, jestem DDA, w dzieciństwie miałam siedzieć cicho i nie
sprawiać problemów. Teraz mam 27 lat i odbija to się na mnie właśnie w taki sposób.
Kasia
Przesuwam granicę, bo czuję, że muszę się odwdzięczyć. Mówię "tak" w
środku krzycząc "nie". Bo przecież to nic takiego lekko się nagiąć, dostosować do innych
ignorując swoje potrzeby- i mimo poczucia porażki ( bo kolejny raz nie jestem asertywna) to
jestem przecież dobrym człowiekiem. Bo przecież każda dobra dziewczynka jest w stanie poświęcić
się dla innych, przełożyć ich dobro ponad własne. Nie oczekuj dobra, zapracuj sobie na szacunek,
ale jednocześnie sama okazuj je każdemu. Ktoś pozornie bezinteresowanie wykazał się zwykłą
przyzwoitością względem ciebie? To nie jest twoje prawo- to zobowiązanie. Więc pozwól mu
przekroczyć granicę. Powiedz "tak", twój opór przejdzie, ale jego negatywne uczucia względem
ciebie po odmowie już nie. To przecież nic wielkiego, tak łatwo się poświęcić. I ta mentalność
małej dziewczynki, nie skarżącej się na kolegę z ławki, który znowu wprowadził ją w dyskomfort (
ale przecież mógłby być gorszy, czasami jest zabawny) znowu się odzywa. I zupełnie jak moja
młodsza wersja pozwalam przekraczać swoje granice, wmawiam sobie, że przesadzam zbywając
wątpliwości nieszczerym uśmiechem. Ale finalnie pozostaje przecież dobrym człowiekiem, tylko że
z gorzkim poczuciem porażki w środku, prawda?
Karolina
Moim zdaniem główną składową tych zdarzeń jest kiepska relacja z samą
sobą. Brak pewności siebie, to, że nie trzymam sztamy ze samą sobą sprawia, że na pierwsze
miejsce wysuwa się dla mnie reakcja otoczenia, ludzi wokół. Tego co pomyślą, jak zareagują, czy
będą o mnie pamiętać, czy odezwą się do mnie, zabiorą na wycieczke, czy będą zadowoleni z mojej
pracy. To chyba nie tak powinno być. To ja chyba powinnam być zadowolona... Ale wolę czasem
jednak powiedzieć komuś to, co woli usłyszeć, niż to co sama czuję. Utrata w oczach tej drugiej
osoby wydaje się słoną ceną. Tylko... Może ta druga osoba wcale nie spojrzy na nas po tym
haniebnie? Więc czemu pojawia się to przekonanie, że tak? Sformułowanie "stawianie granic" brzmi
może nieco surowo... Jak kawał porządnej tyraniny. I faktycznie - poznawanie siebie na nowo,
swoich schematów, emocji, których gdzieś na drodze życia zaczęliśmy się wypierać... To jednak
wymaga czasu, kiedy to na zmianę będziemy doznawać wzlotów i upadków... Z drugiej strony. Ta
miłość do siebie może wcale nie musi być taka wielka i nie do okiełznania? Może wystarczy mały
gest w swoją stronę? Proste pytanie - co ja w sumie czuję? Czy jest mi dobrze? Czego teraz
potrzebuję? A co lubię? A czy mogę sobie to teraz dać? Dobrze jest mieć kochających ludzi wokół.
Ale żeby dzielić się z nimi miłością, najpierw musimy dać miłość sobie. Między innymi przez to
stawianie swoich granic.
Andżelika
Ze zdumieniem odkryłam koło 40 roku życia, że człowiek w ogóle ma
jakieś granice i że może wymagać od innych, by ich przestrzegali. W pracy - gdy bierzesz na
siebie wszystko, co Ci wrzucą. W domu - gdy jesteś matką, żoną, gosposią na pełny etat mimo
prężnej kariery zawodowej. Gdy dzieci domagają się, by im zrobić kanapkę, a mają naście lat i
mogą ją zrobić samodzielnie. Gdy sprzątasz tylko Ty. Gdy od Ciebie się wymaga, wymaga i wymaga,
a Ty nie masz czasu nawet pomyśleć, że ci wszyscy wymagacze mają czas i przestrzeń na siebie
samych, kompletnie ignorując Twoje potrzeby. Oj, jak trudno było się nauczyć poprosić o pomoc!
Raz, że przecież JA NIE DAM RADY??? Dwa, że wszyscy mają swoje problemy na głowie. Trzy, że tak
naprawdę na tym świecie jestem jedyną osobą, która wszystko zrobi dobrze i właściwie. To tak na
początek, jeśli idzie o powody. Ale kiedy nauczyłam się prosić, to łzy wzruszenia płyną raz po
raz, że tylu ludzi mi chce pomagać i bezinteresownie ofiarowuje swój czas. Jaka to ulga! Jaka
wdzięczność!
Margola
Mam problem ze stawianiem granic w związku. Kiedyś myślałam, że to
poświecienie w imię miłości. Tylko, że miłość... płynie od osób, które je tworzą, więcej niż
jednej. Idąc tym tropem, byłam przekonana, że skoro ja mogę się poświęcić to druga strona
również. Jakież było moje zaskoczenie, gdy odkryłam granicę drugiej strony. Że coś takiego
istnieje i tak to wygląda. Ocknęłam się, a raczej zaczęłam myśleć o sobie i swoich granicach w
momencie, gdy przestało sprawiać mi przyjemność każde zadanie, sytuacja, sprawa którą mogłam
powziąć na barki. Zaczęłam czuć się źle, ciężar, który brałam zaczął mi doskwierać. Pojawiały
się w mojej głowie głosy, które coraz częściej mówiły "nie chcę", "nie lubię", "nie mam na to
siły", a mimo to mówiłam "dobrze". I nagle okazało się, że ta miłość zamiast mnie uskrzydlać
ciągnęła mnie w dół. Myślałam, że robię dobrze, a krzywdziłam siebie. Brak granic jest jak
moment w którym wychodujesz piękną trawę przed własnym, nieogrodzonym domem i w pewnym momencie
dziwisz się, że jest podeptana. A żeby tego było mało, to Ci którzy to zrobili są już w Twoim
domu...
Renata
Stawianie granic w moim przypadku nie istnieje. Nie potrafię
powiedzieć prosto z mostu co mnie denerwuje, męczy, stresuje. Napewno w pracy jeśli przełożony
zleca kolejne zadanie nie jestem w stanie odmówić pomimo tego, że wiem, że mogę tego nie zrobić
lub zrobić byle jak. Nie potrafię również odmówić koleżance z pracy, gdy odmawiam czuję na sobie
wielki ciężar, ze mogłabym a jednak nie pomogłam. W rodzinie w czasie rozmów na ważne tematy też
nie umiem postawić granic i jest narzucane mi czyjeś zdanie, opinia. Brak stawiania granic z
mojej strony uważam, że bierze się stąd, że chciałabym aby każdy miał o mnie dobre zdanie, żeby
wiedział że można na mnie polegać. Niska samoocena, uzależnienie od opinii innych osób powoduje
u mnie brak stawiania granic, pomimo tego, że wiele osób zna moje poglądy. Tylko, że mówienie o
tym a realizacja to są dwie różne rzeczy. Chciałabym być dla siebie dobrym człowiekiem i myśleć
o sobie tak jak o innych.
Ania
Problemy ze stawianiem granic mam głównie wobec przyjaciół, choć od
jakiegoś czasu zastanawiam się czy można tak nazwać te osoby. Często bywa tak, że te osoby
dzwonią, piszą po miesiącu czy dwóch zupełnej ciszy, potrzebując pomocy, i tylko po to, by tą
pomoc uzyskać. Albo kiedy ja jej potrzebuję, odbierają a po 5minutach następuje opowieść o ich
życiu i ich sprawach. I czuję się jakby moje problemy były bez znaczenia. Zdarza się, że
odbieram te telefony, odpisuję na wiadomości, słucham kilkugodzinnych czasem opowieści.
Dlaczego? Koszmarnie chyba boję się odrzucenia? Kiedyś było łatwiej powiedzieć nie, miałam
więcej znajomych, możliwości poznawania innych ludzi. Nawet jeśli przez powiedzenie nie
straciłam jakąś znajomość, w ciągu tygodnia mogłam poznać 20 innych osób. Wcześniej czy później
z kimś się zaprzyjaznialam bliżej. Dziś zostalam z tą grupką osób, której moje życie średnio
obchodzi, a tylko moja pomoc tak. Dzięki za możliwość wyrzucenia z siebie co nieco, od lat nie
miałam o tym komu powiedzieć, bo nikt mnie nie słucha.
Dorota
Problemy ze stawianiem granic mam w relacjach z ludźmi, na których mi
najbardziej zależy. Zazwyczaj jest to jedna taka osoba, przez którą zaczynam zaniedbywać samą
siebie i swoje potrzeby. Jak już znajdzie się taka osoba, przestaje patrzeć na to, czego ja
potrzebuję, czy co powinnam zrobić, liczy się tylko ona. Nie potrafię rozdzielić swojego czasu
na ten, który poświęcę na swoje potrzeby i obowiązki, i na ten poświęcony tej osobie. Potrafię
zrezygnować z pracy, o której marzyłam długi okres czasu, tylko przez to, że jej grafik nie
zgadza się z grafikiem tej osoby. Kiedy coś mi się udaje osiągnąć, nie potrafię się z tego
cieszyć, bo w głowie mam jedynie to, jak to wpłynie na naszą relację i wspólny czas. Niestety w
każdym przypadku, który mi się przydarzył, wszystko było jednostronne. Myślę, że dzieje się tak
dlatego, że nie lubię zawodzić ludzi. Niestety, wszystko dzieje się moim kosztem. Przez to, że
zawsze na wszystko się zgadzam, ludzie przestali rozumieć nawet to, że nie mogę czegoś dla nich
zrobić, bo źle się czuję (niezależnie od tego jak umierająca bym nie była).
Emilia
W nowym roku postanowiłam stawiać na siebie i powoli zaczynam to
robić. Początki nie należą do łatwych ale zaczynam rozumieć, że to moje życie i powinnam przejść
je tak jak chce i czuję. Nikt za nas naszego życia nie przeżyje czy za nas decyzji nie podejmie.
Nasze słowo jest ważne i musimy liczyć się ze swoimi uczuciami oraz ze swoim spokojem czy
szczęściem. Inaczej ludzie mogą to wykorzystywać.
Klaudia
Szczególny problem mam w relacjach z rodzicami. Mimo, że jestem dorosła to ciężko mi
odmówić spotkania, chociaż nie mam ochoty lub czasu. Czuję, że zawsze chodzę koło nich na palcach, a oni mogą
pozwolić sobie wobec mnie na wszystko. Mówię tak, bo nie chcę widzieć, że sprawiłam komuś przykrość. Nie chcę
mieć później wyrzutów sumienia lub słuchać wyrzutów, że mogłam coś zrobić, ale tego nie zrobiłam. W sytuacjach
rodzinnych. Kiedy ktoś z rodziny mnie o coś prosi nie jestem w stanie odmówić. Boję się co o mnie pomyślą i nie
chcę, żeby myśleli, że jestem złą córką... Nie umiem prosić o pomoc. Zostałam wychowana przez bardzo
niezależnych rodziców, którzy nauczyli mnie, że nikt nie zrobi nic tak dobrze jak ja sama. W ten sposób
nauczyłam się, że nie warto prosić o pomoc i moja umiejętność proszenia zanikła całkowicie. Chciałabym nauczyć
się stawiania granic, ale wydaje mi się, że wtedy stracę ludzi dookoła mnie. Będę miała łatkę złej przyjaciółki,
złej córki. Będę żyła z wyrzutami sumienia, na które nie mam siły…
Weronika
Kiedyś trudno było mi prosić o pomoc, bo myślałam, że muszę wszystko umieć i być
perfekcyjną. Teraz wiem, że nie muszę być perfekcyjną i umiem prosić o pomoc. Uczę się teraz stawiać swoje
potrzeby na pierwszym miejscu. Jestem dobra taka jaka jestem.
Agata
Wolę ustąpić niż za dużo mówić czy się udzielać. Zgoda jest łatwiejsza ale oddawanie
swojego losu w czyjeś ręce nie jest już tak przyjemne a właśnie to jest to, co zawsze robię. Sprzeciwiam się
własnej woli ze strachu. Bardzo abstrakcyjnego strachu. Bo strach przed powiedzeniem „nie” trwa tylko chwilę a
strach przed tym co się może wydarzyć kiedy wyrażę zgodę na coś na co nie chcę się zgadzać jest potworny.
Pozornie bezpieczna reakcja napędza całą machinę negatywnych efektów. Kiedy ktoś mi pomaga czuje się jakbym za
bardzo się narzucała i mam wyrzuty sumienia. Lubię pomagać innym ale to często kończy się zatraceniem siebie
całkowicie a kiedy ja potrzebuje pomocy czuję, że nie mam prawa jej oczekiwać. Bo kim ja jestem żeby zabierać
czyjś czas, wysiłek i wszystko to na co nie zasługuję? Wydaje mi się że ktoś marnuje na mnie czas, nie chcę
zawracać nikomu głowy i wolę sama sobie poradzić w trudnej sytuacji, jeśli mogę. Cieżko jest mi też potem okazać
wdzięczność bo wydaje mi się to niemożliwe. Po prostu w mojej głowie powinnam komuś całować stopy jeśli podał mi
keczup przy stole. Każde słowo podziękowania czy jakiś drobny gest wydaje mi się niewystarczający. Zauważyłam
jak duży jest mój problem ze stawianiem granic i asertywnością. Zawsze wiedziałam, że coś jest nie tak ale nie
myślałam że aż tak. Trzeba zacząć działać i zmienić coś w sobie.
Weronika
Czesciej chciałabym słuchać siebie, swojej intuicji, jeśli coś jest nie tak czuje to,
a rzadko dopuszczałam do siebie. Pewne rzeczy odpuścić takie jak poczucie winy, pracować nad dystansowaniem się.
Czasami trzeba zacząć prosić o podanie koszyka w sklepie a nie przepychać sie. Trzeba się rozkręcać pozytywnie.
Sylwia
Kiedy ktoś zwraca się do mnie z prośbą. Nie umiem odmówić. 9 na 10 przypadków
postawie czyjeś potrzeby przed swoimi. Zero oryginalności. Boję się odrzucenia, zrobienia przykrości, gniewu.
Tego, że zostanę uznana za egoistkę. Bo zawsze musiałam sobie radzić sama. Bo nikt mi nie pomagał. To ja miałam
być wsparciem, a swoimi problemami nie zaprzątać głowy. Proszenie o pomoc w moim świecie to oznaka słabości.
Magdalena
Jestem najstarszym z trójki dzieci, doskonały przykład DDA... Zawsze byłam ostatnia.
Najpierw potrzeby i bezpieczeństwo ojca z problemem alkoholowym, mamy która starała się wiązać wszystko do kupy,
no i młodszego rodzeństwa. Jak już wszystko było odchaczone ... Mogłam przez 5 minut poczytać książkę, bo tylko
tyle dawałam radę. Teraz jestem Mamą, i najpierw są Dzieci, dom ... Ich bezpieczeństwo . Ja kiedyś sobie to
nadrobię, albo i nie. Życie... Bo ja muszę wszystko sama, i sama zrobię to najlepiej. Nawet jak się
przeprowadzałam to Mama zaproponowała że pomoże mi ogarnąć bałagan. Nie upierałam się zbytnio. Na co sama
stwierdziła że w sumie i tak będę po niej poprawiała... Zastanawiam się coraz częściej, czy jest ktoś kto myśli
o mnie i moich potrzebach, tak jak ja o jego?? Najgorsze co może w życiu spotkać to samotność...
Joanna
Próbuję się rozdwoić, roztroić, być q kilku miejscach na raz, sklonować się, a
okazuje się, że to niemożliwe, więc poświęcam to, co dla mnie najłatwiejsze- moje własne "nie" dla "tak" innych
osób. Zwłaszcza, jeżeli są to ludzie, których kocham, którzy są mi bliscy, są moimi przyjaciółmi, czy nawet
współpracownikami. Kiedy ktoś potrzebuje zaspokojenIa swoich potrzeb, a jest dla mnie z jakiegoś powodu ważnyz
to prawdopodobnie jego potrzeby postawię ponad swoimi. Fakt, że mam potrzeby uświadomiłam sobie stosunkowo
niedawno. Jeszcze nowszym odkryciem jest dla mnie to, iż mogę je zaspokajać przed potrzebami innych. Taka podróż
do siebie, odkrywanie siebie od nowa to fascynująca podróż. Nie wiem co prawda, gdzie się skończy, dokąd mnie
doprowadzi, ale cieszę się, że ją podjęłam. Że dzięki temu mogę starać się odnaleźć harmonię i wewnętrzną
równowagę. Że gdzieś jest cel tej drogi i finał tej historii :)
Maria
Nauczono mnie radzić sobie samej. Gdy urodził się syn byłam z nim całkiem sama. Nikt
mi nie pomagał. Teściowa twierdziła że dziecko ma matkę i ojca do opieki. I ona absolutnie nie będzie się nimi
zajmowała. Nauczono mnie że dziewczynki są od roboty i opieki. Co nasze babcie tak żyły i tak nas uczyły.
Nacodzien tak się dzieje, bo dzieci, bo mąż wrócił z pracy. A ja czuję że muszę choć sama jestem zmeczona. Gdy
spada na mnie zbyt dużo obowiązków. Wiem że powinnam powiedzieć nie, ale nie potrafię. Chora czy zmęczona
szykuje dzieci do szkoły do przedszkola. Wstaje pierwsza chodzę spać ostania. Choć część obowiązków już przejął
mąż to jednak nadal mam wiele do zrobienia. Wychowanie to klucz do wszystkiego.
Agnieszka
Stawiania granic w swoim życiu uczę się od wielu lat. Największy problem zawsze
miałam ze stawianiem granic wobec swoich bliskich, rodziców, stryjka, brata czy też byłego faceta. Od dwóch lat
zrobiłam wielkie postępy w tym zakresie, jednak była to z mojej strony ogromna praca, która cały czas trwa. Dużo
się zmieniło gdy odeszłam od mężczyzny, który mnie przytłaczał, poniżał, przy którym czułam się gorsza, mało
inteligentna i niesamodzielna. Pewną pewność siebie otrzymałam gdy pokazałam sama sobie ile potrafię, co jestem
wstanie sama osiągnąć, a przede wszystkim, że potrafię o siebie samą zadbać. To pozwoliło mi uczyć się mówić,
kolejnym osobom "nie". Nie jest to proste, tym bardziej gdy wychowywani jesteśmy pod hasłem "dzieci i ryby głosu
nie mają", gdy od dziecka wszytko jest nam nakazywane ale nikt nie tłumaczy powodów dla których mamy to robić
lub zachować się w ten czy inny sposób. Od najmłodszych lat wymaga się od nas abyśmy byli potulni i grzeczni. Z
taką nauką wchodzimy w dorosłe życie i dalej jesteśmy potulni i grzeczni.
Natalia
Przez większość czasu. Zgadzam się na nieakceptowane przeze mnie formy
współżycia, rezygnuję z własnych marzeń, pozwalam innym obciążać się ich problemami - mimo to żyję w
nieustannym poczuciu winy, że daję z siebie za mało. Dzięki terapii i czytaniu tematycznych książek
zaczęłam powoli stawiać granice w drobnych sprawach - mówić głośno czego nie chcę robić i co mnie rani,
nawet jeśli dotyczy to sposobu spędzania wolnego czasu czy braku chęci spotkania z daną osobą. Wcześniej
bezkrytycznie się na wszystko zgadzałam żeby nie stracić bliskiej mi osoby/aby nie została mi odebrana
troska (choruję przewlekle, przez co często jestem skazana na pomoc innych osób - partnera, rodziców,
znajomych, prowadzących na studiach). Niestety przede mną jeszcze długa droga, ale jestem dumna z
postępów i z nadzieją patrzę w przyszłość. Myślałam, że moim największym wrogiem jest endometrioza,
teraz już wiem, że jestem nim ja sama i moja uległość. Cieszę się, że mogłam się tym z kimś podzielić.
Justyna
Dopiero uczę się stawiania granic, ponieważ wychowałam się w domu, patrząc
jak mama zgadza się na wszystko, mimo braku czasu. Widzę to i wiem, że mamie brak asertywności, nie
podoba mi się to, dlatego nie chcę taka być. To trudne, bo też mam problem z asertywnością, ale chce się
zmienić. Uczę się słuchania siebie i swoich potrzeb. Z wiekiem coraz bardziej rozumiem, że to moje
granice i mogę robić co chce, że mam prawo odmówić. A dlaczego nadal mówię "tak", kiedy mam ochotę
powiedzieć "nie"? Czasami z szacunku do osoby, która mnie o coś prosi, czasami z chęci zaimponowania
komuś swoimi umiejętnościami, a czasami z powodu zaskoczenia pytaniem/prośbą - wtedy automatycznie się
zgadzam...
Katarzyna
Mimo, że mam 35 lat i częściej czuję się dojrzałą kobietą rozumiejącą swoje
potrzeby, aniżeli małą bezbronną zależną dziewczynką, to jednak w relacji córka-ojciec natychmiast staję
się tą drugą. Wolę pokiwać głową w milczeniu, słuchając kolejnego "błyskotliwego" wykładu taty na temat
tego, jak powinnam wychowywać synka (mimo, że jego własny syn pewnie mógłby ułożyć z marszu całą litanię
błędów wychowawczych swojego rodziciela), jak dbać o auto zimą (choć sam nigdy nie posiadał ani auta,
ani nawet uprawnień do kierowania), jaką nosić fryzurę ("Znowu zapuszczasz włosy? To jednak wcale nie
zmądrzałaś przez te lata!"), jak powinnam się ubierać ("Dżinsy? Myślałem, że ten etap masz już za
sobą"), na jaką partię głosować. Przykłady można mnożyć. Najczęściej pełne krytyki i oceny wypowiedzi
dotyczą spraw, na których tata wcale nie zna się najlepiej. A ja, mimo, że mam inne zdanie, wolę je
przemilczeć. Obawiam się krytyki i zaognienia sytuacji. Kiedyś często zdarzało mi się to w pracy, a
ponieważ uwielbiam moją pracę, tłumaczyłam to sobie długo tym, że np. biorąc za kogoś dyżur czy
przejmując jakiś cudzy obowiązek i tak robię dobrze sobie, bo mogę być częściej w miejscu, które lubię i
robić to, co kocham. Na dodatek zawsze lubiłam uczucie poświęcenia, które się wówczas pojawia w moim
wnętrzu - tak jakbym była zobowiązana do poświęceń, jakby mnie to niesamowicie uszlachetniało. To
pokłosie wychowania. Stawianie granic to tak naprawdę robota na całe życie. Dobrze jest sobie
uświadomić, że mamy z tym problem i zacząć drobnymi kroczkami - kiedy doświadczymy poprawy samopoczucia
w sytuacjach, gdy zaczynamy działać zgodnie z własnymi potrzebami i wsłuchiwać się w siebie, nie
będziemy chcieli już wrócić do stanu poprzedniego. Będzie możliwy tylko progres. Wtedy rośniemy w siłę.
Joanna
Aserywności powinniśmy się uczyć od dzieciñstwa. W dojrzałym wieku to
prawie jak walka z wiatrakami. Nikt nie jeat Atlasem, nie powinien dźwigać wszystkich problemów,
w końcu "zjadają" nas od środka. Człowiek się wypala, zatraca własne ja, nie potrafi i nie ma
już siły na rozwój swoich pasji, cieszenie się małymi rzeczami. Pewnie wynika to z wychowania.
Ciągle słyszałam, że nic nie osiągnę i nikt mnie nie będzie lubił. Wiem, że to głupie ale tkwi
we mnie jak zadra. Zawsze się zgadzam na kolejny dyżur, odpowiadam że dam radę, że "to
zrobię".... Głównie w pracy mam ten problem. Wciąż nie potrafię powiedzieć nie, podzielić się
pracą. Warczę w środku samej siebie i podejmuję się kolejnych obowiązków, które powinny być
wspólne. Wracam do domu zmęczona tak bardzo, że nie mam już sił dla rodziny. Nie potrafię prosić
o pomoc, nie potrafię powiedzieć, że nie mam siły, coś mnie przerasta. Dla mnie to porażka, a
moje ja tego nie zniesie.
Ewa
Gdy w moje granice wbijane są cieniutkie, ledwo widoczne szpileczki
pasywnej agresji nie wiem, jak nie (prze)reagować. Głupawo uśmiecham się, gdy ktoś komentuje
moje ciało, chociaż w środku wrze. No i zupełnie leży moja obrona przed nadopiekuńczością ze
strony rodziny - ileż razy bym jej nie podejmowała tyle samo jest ignorowana. Zdjęłam knebel
mojemu wewnętrznemu dziecku, więc coraz rzadziej godzę się na coś wbrew sobie. Wcześniej byłam
"people pleaserem", ale wychodzę z tego powoli. Sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Choćby I
na dno.
Anna
Stawianie granic. Ciężki temat. Cofając się jeszcze do czasów, kiedy
jedzenie było na kartki i nie było jako takiego szeroko rozumianego dobrobytu, ludzie trzymali
sie razem, pomagali sobie i problemy byly raczej dnia codziennego, aby niczego nie zabraklo Nikt
się raczej nie wybijał bo jak to mówią w grupie raźniej. Z biegiem czasu, standard życia się
polepszał, ludzie zaczynali żyć wlasnym życiem i trochę odłączać się, wchodził rozwój
technologiczny i juz nie kazdy sąsiad wie wszystko o wszystkich. Normy zostały, a ludzie
zaczynają spełniać swoje potrzeby co nie wszystkim sie pofoba. Jak stawiac granice, kiedy
rodzicr oczekują jednego, a dziecko czuje się gordze jeśli postapi inaczej? Jak stawiać granice
kiedy ktos zadaje niewygodne pytania? Jak stawiać granice w pracy, żeby szef nie wszedł na głowę
z obowiązkami? Jak mówić "nie", kiedy cale życie uczeni jestesmy w dimu, w szkole, w pracy, jak
postepowac, jak coś robić, a nikt nie uczy jak powiedzieć "nie", kiedy się na coś nie zgadzamy
albo mamy odmienne zdanie? Przecież w szkole przy odmiennym zdaniu mogliśmy się spotkać jrdynie
ze staniem w koncie, a w innym miejscu usłyszeć "nie pyskuj gowniarzu".
Adrianna
Jestem typem kontrolującym, a kto lepiej skontroluje niż ja sama?
Dlatego lubiłam robić wszystko sama, odpowiadać za swoje niepowodzenia i nie okazywać słabości.
Aktualnie idzie mi o wiele lepiej z proszeniem o pomoc. Zauważam jednak, że w pracy, gdy wchodzę
w rolę przełożonego ( z pozycji koordynatora) łatwiej mi poprosić niż wydać polecenie. Gdy
potrafię zempatyzować z drugą osobą, ale nie mam czasu na oddech by uspokoić swoje emocje,
poczuć siebie i odpowiedzieć w zgodzie ze sobą. Boje się też w takich momentach, że powiem to z
niepotrzebnymi emocjami w tonie głosu. Boje się zranienia kogoś i ocenienia mnie przez pryzmat
mojej granicy. Zabawne, bo innym zawsze mówię, że mają do tego prawo i to jest ok! Ale sama nie
zawsze potrafię siebie przytulić i powiedzieć - to jest ok! Możesz.. Dla mnie bardzo uwalniające
i pozwalające częściej bronić granic było danie zgody na to by czasami świadomie z nich
zrezygnować. Np dla dobra relacji, dla sytuacji, dla rozwiązania konfliktu (np dyskusja na temat
polityczny przy rodzinnym stole. Moge zrezygnować ze swojego komfortu, swojej asertywności i
poczuć chwilę dyskomfortu milcząc lub przytakując - rozumiem, że tak czujesz/uważasz by resztą
spotkania upłynęła w miłej atmosferze).
Barbara
Uczę się stawiać granice, wiem że to bardzo ważne zatroszczyć się
wreszcie o siebie, że długo już tak nie dam rady. Że emocjonalnie jestem wykończona, zmęczona.
Że każdy z nas ich potrzebuje, dzieci też. Ale jako rodzic mam poczucie że to dzieci i jeszcze
wiele nie rozumieją. Nie jestem często przez to w zgodzie ze sobą, jest mi trudno , czasem
płacze z bezsilności bo wiem jak powinnam postąpić.. Ale gdy dana sytuacja się wydarza.. Znów
mięknę i łagodzę konflikty i spełniam oczekiwania innych - zapominając o sobie samej :-( Tak
trudno, nie chce pokazać że jestem słaba lub sobie nie radzę by nie być ocenianą i krytykowaną
że inni mogą, umieją, potrafią. To wtedy pojawiają się pytania, czy ze mną wszystko jest ok?
Może jestem beznadziejną matką, żoną, przyjaciółką, córką... Dlatego nie proszę i robię mimo
wielu trudności i łez oraz wyrzeczeń. Strach przed ocenianiem mnie paraliżuje a od dziecka
uczono mnie że muszę sobie radzić, być twarda... Zakładam maskę i idę dalej..
Anna
Myślę, że dużo tu wynika z mojej zadaniowości, a idąc dalej tym
tropem, odkrywam że kryje się za tym moja niska samoocena. Strach przed byciem ocenianą,
potrzeba udowodnienia wszystkim że coś znaczę. Ale też, poczucie, że kiedy inni mnie potrzebują
to mam prawo być. W sensie, że jest to powód dla którego mogę istnieć. Że jeśli przestanę się
naginać i ratować cały świat kosztem moich potrzeb, kiedy przestanę być silna, przestanę mieć
prawo do bycia. Będę bezwartościowa. Gdy proszę o pomoc, czuję, że nie dałam rady. Że zawiodłam.
Jestem niewystarczalna. Kiedy "ogarniam" nie muszę prosić o pomoc. Kiedy potrzebuję pomocy czuję
się z tym źle. Coś mnie przerosło, albo ja coś zepsułam. Ciężko mi dopuścić do siebie, że czasem
zadanie jest nie na jedną osobę, albo że po prostu jestem zmęczona i że nie muszę czegoś zrobić,
ktoś mógłby to zrobić równie dobrze za mnie. Mam poczucie obowiązku, czy przymusu żeby wszystko
ogarnąć sama, bo jeśli tego nie zrobię, znaczy że jestem słaba.
Mirka
Dbanie o swoje granice to jedno, ale też respektowanie innych. Kiedy
sama o nie nue dbałam oczekiwałam że inni też będą naginać swoje możliwości, nie rozumiałam
dlaczego się migają od tego przecież ja mogę to oni też zaangażować się bardziej, zrobić coś
ponad. Ubolewam jak wiele schematów i przekonań odziedziczyliśmy w dobrej wierze zresztą po
mamach, babciach, po wszystkich silnych kobietach które się nie skarżyły tylko robiły ponad
miarę. Dobrze że nadszedł czas przejrzenia na oczy. Dbanie i siebie, o potrzeby, granice,
właściwą komunikację, nie branie do siebie złych wzorców z domu tego powinniśmy uczyć już od
najmłodszych lat. Oby to się zmieniło, czasy pokazują że tym bardziej cenne są takie
umiejętności w dobie tylu samobójstw dokonywanych przez młodzież.
Asia
W życiu codziennym. Biorę wszystko na siebie, robię wszystko dla
wszystkich, nie pozwalam nikomu mnie odciążyć. Robię to zawsze. Najpierw zawsze myślę czy moja
rodzina i przyjaciele dobrze się czują, czy jest coś co mogę dla nich zrobić żeby czuli się
jeszcze lepiej. A na koniec dnia kiedy przychodzi kolej na mnie po prostu padam na twarz i nie
zawracam sobie głowy tym że moja kolej nie przyszła.
Evelina
Gdy chodzi o swój wolny czas, zawsze się poddaje na rzecz dzieci i
męża. Dochodzi do tego, że czasem poświęcając siebie, zatracam się bez oddechu. Gdy marudzą już
mocno, przeważnie jest to w chwilach, gdy sama mam dość i planuje postawić na siebie, a wtedy
coś magicznego się dzieje i jestem niezastąpiona, nie ma szans by się udało im beze mnie. I w
takich momentach odpuszczam widząc, te "oczy kotka ze Shreka" i stawiam na nich zamiast na
siebie. Ponieważ zawsze musiałam się prosić o pomoc wiele razy, doszłam do etapu, gdzie wolę
zrobić sama lub wcale niż znów się prosić i wkurzać, że o jedną rzecz proszę się sto razy.
Katarzyna
Chyba najczęściej mówię tak, zamiast szczerego nie, kiedy ktoś pyta
czy wszystko w porządku. Rzadko u mnie wszystko w porządku. Dzieje się tak również wtedy, gdy
wiem, że odmowa zrobienia czegoś/wyświadczenia przysługi to strategiczny błąd i skończy się
awanturą, wyrzucaniem bycia niewdzięcznym i wyliczanek czego to ktoś dla mnie nie zrobił,
robieniem scen przez tą osobę, a muszę ją z jakiegoś powodu długoterminowo znosić. Zdarza mi się
też nie mówić nie, jeśli wiem, że ktoś jest pod presją czasu i sam nie zdąży czegoś załatwić-
jest to błąd, bo ta osoba notorycznie nadal jest zaskoczona wszystkim bardziej niż drogowcy zimą
i nigdy się nie nauczy, żeby planować swoje życie i nie załatwiać wszystkiego na ostatni
moment...
Margot
Nie lubię prosić o pomoc. Uważam to, w moim przypadku za oznakę
słabości, poddanie się. Zawsze musiałam być twarda, taka jestem i staram się być. Gdy znajduję
osobę, z którą "jestem bliżej" i pozwalam sobie jej zaufać i pokazać swoje słabości, w zamian
otrzymuje "dasz radę. Kto jak nie Ty" (a szczerze, wolałabym coś w stylu "okey, masz zły dzień,
jest w porządku, wszystko sie ułoży") lub totalne bagatelizowanie tego o czym mówię. Więc nie
mówię, radzę sobie sama.
Anna