Od ekspertki IT do autorki bestsellerów o wychowaniu dzieci, którą pokochali niemieccy rodzice. Nicola Schmidt o tym, jak radzić sobie z rodzinnymi konfliktami, czego najbardziej potrzebują nasze dzieci i byciu „nieidealnym”, ale dobrym rodzicem.
Miłka Fijałkowska: Od ekspertki IT do autorki bestsellerów. Jak to się stało?
Nicola Schmidt: Zajmując się IT, pracowałam jako dziennikarka i wtedy na świecie pojawiło się moje pierwsze dziecko. Docierało do mnie bardzo dużo sprzecznych rad i opinii na temat wychowania dziecka. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Pomyślałam, że skoro nie jestem lekarką, psychologiem, tylko dziennikarką, to powinnam to wykorzystać tę sytuację. Najlepiej umiałam robić research i analizę, więc po prostu zaczęłam to robić. Odkryłam wówczas, że wiele z zasłyszanych teorii nie ma potwierdzenia naukowego. Podam przykład pierwszy z brzegu. Krąży opinia, że jeśli jesteśmy zbyt dobrzy i mili dla dzieci, to wejdą nam na głowę. Nauka tego nie potwierdza. Dlaczego więc miałabym tej rady słuchać? Zaczęłam zgłębiać temat dziecięcy i tak to się zaczęło.
Miłka Fijałkowska: Twoja najnowsza książka, która właśnie ukazała się w Polsce, dotyczy rozwiązywania konfliktów między rodzeństwem. Jakie błędy w tym zakresie popełniamy najczęściej?
Nicola Schmidt: Wydaje nam się, że najlepiej będzie, kiedy będziemy policjantami, więc najpierw zatrzymujemy konflikt. Potem chcemy być detektywami i robimy dochodzenie, kto zaczął i z jakiego powodu. Następnie chcemy być sędzią, czyli osądzamy, czyja to wina i jeszcze wyznaczamy karę, by na przykład jedno z dzieci oddało zabawkę drugiemu. Naprawdę jesteśmy w tych rolach dość słabi, a dla rozwiązania konfliktu w ogóle nie musimy tego robić. To nie jest ważne. Owszem, powinniśmy kłótnię zastopować, ale powiedzieć też, że jest nam obojętne, kto zaczął. Zadajmy pytanie, czego dzieci potrzebują, by się nie kłócić? Pytanie o to, kto zaczął, powoduje tylko więcej agresji i dalsze kłótnie. Uczmy dzieci budować mosty pomiędzy poszczególnymi potrzebami, a nie nawzajem się osądzać.
Nie stosujmy kar, a ustalajmy granice i wyjaśniajmy reguły. Jeśli młodsze dziecko szarpie starsze za włosy, to mówmy mu, że w domu są takie i takie reguły i należy ich przestrzegać. Trzeba wytłumaczyć dziecku, dlaczego to, co zrobiło, jest złe, że wyrwanie z ręki ołówka starszemu bratu nie jest dobre, że następnym razem należy podejść i zapytać. Zaproponujmy też, że jeśli będzie miało z tym problem, może poprosić nas o pomoc. W ten sposób dzieci się uczą. Kiedy je każemy, rodzi się w nich agresja. Kara potęguje negatywne emocje wobec rodzeństwa i takie myślenie: „Aha, przez siostrę zostałam ukarana. Ta moja siostra jest głupia. Następnym razem, kiedy mama nie będzie widziała, zemszczę się na niej”. I mamy kolejną kłótnię.
Miłka Fijałkowska: Twoje trzy najważniejsze rady na rozwiązanie konfliktu między rodzeństwem?
Nicola Schmidt: Po pierwsze, zatrzymać niebezpieczne sytuacje. Po drugie, pozwolić każdemu dziecku, by opowiedziało, co się stało – niezależnie od tego, co to będzie. Po trzecie, wspólnie z dziećmi wypracować rozwiązanie konfliktu. Zapytać o potrzeby i próbować znaleźć rozwiązanie.
Miłka Fijałkowska: Wiele uwagi poświęcasz temu, byśmy jako rodzice wspierali harmonijny rozwój swoich dzieci. W jaki sposób?
Nicola Schmidt: Najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa. Niezależnie od tego, jakie emocje okazują dzieci, muszą czuć się bezpiecznie i mieć pewność, że są kochane. Kiedy broją, należy wyznaczać im granice, ale nigdy nie można im powiedzieć: „Zrobiłeś to i to, nie kocham cię za to” albo „Wezmę cię na kolana, kiedy znów będziesz grzeczny”. Właśnie wtedy, gdy nabroiło, weźmy je na kolana i wytłumaczmy, żeby więcej tego czy tamtego nie robiły, bo to jest złe.
Nigdy też nie porównujmy rodzeństwa ze sobą. To dzieciom bardzo szkodzi. Zresztą nawet nam dorosłym porównywanie z innymi bardzo szkodzi. To nie oznacza, że mamy mówić dzieciom: „Oboje gracie wspaniale na pianinie”, jeśli to nie prawda. Możemy powiedzieć jednemu: „Podoba mi się, jak ćwiczysz najtrudniejsze partie, idzie ci świetnie, cieszy mnie to”, a drugie pochwalić za coś innego, ale nigdy nie porównujmy ich ze sobą.
Pamiętajmy, by w nerwach nie konfrontować się z naszymi dziećmi, nie wybuchać, nie krzyczeć. To bardzo trudne. Żyjemy szybko, w potwornym stresie. Jeśli już zdarzy nam się wybuchnąć, nauczmy się mówić dzieciom, że to nie one są powodem naszego ogromnego zdenerwowania. Nie wzbudzajmy w nich poczucia winy. To szkodliwe dla ich rozwoju. Przeprośmy, powiedzmy, że nam przykro, ale nigdy nie reagujmy w ten sposób: „Krzyknęłam na ciebie, bo kłóciłeś się z bratem. Jeśli byś tego nie robił, wtedy bym nie krzyknęła”. Jeśli dziecko jest starsze, możemy powiedzieć o powodach swojego stresu, że np. mieliśmy ciężki dzień w pracy, spóźniliśmy się na pociąg, coś nam nie wyszło. Przeprośmy i obiecajmy, że będziemy nad tym pracować, ale nigdy nie wpędzajmy dziecka w poczucie winy.
Miłka Fijałkowska: Twoja książka to nie tylko podróż do świata rodzeństwa, ale przede wszystkim kompleksowa diagnoza relacji rodzinnych i nas dorosłych. Dlaczego tak ważne jest, by traktować to zagadnienie znacznie szerzej?
Nicola Schmidt: Relacje między rodzeństwem w dzieciństwie mają wpływ na ich całe późniejsze życie. To, w jakich relacjach dorastamy z naszym rodzeństwem, może mieć pozytywny lub negatywny wpływ na nasze późniejsze życie. Do momentu, kiedy dzieciom towarzyszą rodzice, mamy wpływ na to, jak te relacje się ułożą. Kiedy sobie to uświadomiłam, bardzo mnie to poruszyło. Zatem, jeśli teraz pewne rzeczy zrobię dobrze, pomogę moim dzieciom na tym etapie, kiedy mnie już z nimi nie będzie, ale to, co zbudujemy, będzie je potem niosło.
Miłka Fijałkowska: Czyli to my, rodzice, jesteśmy podstawą tych relacji?
Nicola Schmidt: Tak. To jak moment spadania samolotu. Najpierw zakładamy maskę tlenową sobie, a potem dzieciom. W życiu rodzinnym również. Najpierw musimy zadbać o siebie, by potem być motorem prawidłowych relacji w domu. Oczywiście na każdym etapie rozwoju dziecka jest inaczej. Noworodki potrzebują nas przez 24 godziny na dobę. Liczy się właściwie tylko to, aby je po prostu przewinąć, nakarmić i przytulić. Natomiast kiedy dzieci stają się starsze, musimy patrzeć też na nasze potrzeby. Na to, czego my potrzebujemy, by wszystko dobrze funkcjonowało. Czasem to bardzo banalne kwestie, np. czego dziś potrzebuję, by zrobić kolację dla wszystkich? Tylko jeśli o tym zapominamy, te banalne kwestie stają się źródłem rodzinnych konfliktów. Kiedy więc chcę zrobić wspomnianą kolację, a dzieci cały czas się kłócą i mi w tym przeszkadzają, proszę je, by pozwoliły mi to zrobić i by mi w tym pomogły – angażuję je w jakieś zadanie i to działa!
Miłka Fijałkowska: Radzisz nam, rodzicom, byśmy np. nie zapomniali o prawidłowym oddechu. Dlaczego?
Nicola Schmidt: To także element dbania o nasz komfort psychiczny. Prawidłowy oddech redukuje stres. Często zapominamy o jego dobroczynnym wpływie na nasz organizm, a on działa jak pilot do telewizora. Jeśli trzymamy go w ręku i wżywamy, jesteśmy w stanie świetnie radzić sobie ze stresem. Kiedy to odkryłam, pomyślałam: „WOW! To jest to!”. Wcześniej wydawało mi się, że jak już jestem w sytuacji totalnego stresu, to nic nie mogę już z tym zrobić, jedynie czekać, aż sam minie. Jednak prawidłowy oddech sprawia, że szybciej mogę sobie z tym poradzić
Miłka Fijałkowska: Często popełniamy rodzicielskie błędy, nie zdając sobie z tego sprawy. Jak je rozpoznać?
Nicola Schmidt: Nie jest to takie trudne. Obserwujmy siebie. Jeśli po tym, co zrobimy, towarzyszy nam złe samopoczucie – to może oznaczać błąd. Możemy zadać sobie pytanie, czy wobec mojego partnera też bym się tak zachowała? Kiedy czujemy, że poddajemy dzieci presji, naciskamy na nie – to bardzo zła sytuacja. Udowodniono w badaniach naukowych, że w takich sytuacjach one się blokują i niczego się nie uczą. Nie chcemy przecież utrudniać sobie wychowania. Kiedy dzieci znajdują się pod presją, niczego nie przyswajają, więc sami zadajemy sobie podwójną pracę. Pamiętajmy o tym. Każda forma stresu jest dla dziecka szkodliwa. Czasem dziecko coś zbroi, a my wysyłamy je do pokoju, zamykamy drzwi i mówimy: „Teraz masz tu zostać”. Ono płacze, a my je zostawiamy. To błąd. W takim momencie dziecko nas potrzebuje, przytulmy je, a kiedy się uspokoi, porozmawiajmy.
Poza tym dziecko nigdy nie powinno się bać rodzica, przenigdy. Powinno wiedzieć, że cokolwiek nabroi, jest bezpieczne. Jako rodzice musimy stawiać granice, ale nigdy nie powinniśmy dziecku grozić: jeśli czegoś nie zrobisz, odbiorę ci zabawkę, nie będziesz oglądał bajek itp. Emocje wywoływane przez groźby, karanie, strach są dla rozwoju mózgu dziecka szkodliwe.
Miłka Fijałkowska: Czego dzieci potrzebują od nas najbardziej?
Nicola Schmidt: Dobra wiadomość jest taka, że tak naprawdę bardzo niewiele. Potrzebują naszego czasu. Wygospodarujmy dla dziecka dwadzieścia minut dziennie i ten czas poświęcimy tylko i wyłącznie dziecku. To naprawdę może zmienić życie całej rodziny. Jak często w trakcie dnia korzystamy z mediów społecznościowych, oglądamy Netflix, robimy coś, co jest zbędne? Tracimy tak wiele czasu na zbędne rzeczy, a moglibyśmy poświęcić go maluchom. Przez długi czas samotnie wychowywałam dwoje dzieci, intensywnie przy tym pracując. Opracowałam taki system, że rano odprowadzałam starsze dziecko do szkoły, a w drodze do przedszkola z młodszą córką, wstępowałyśmy na plac zabaw i spędzałyśmy tam pół godziny. Tylko ona i ja. Po pracy odbierałam najpierw syna ze szkoły i jemu poświęcałam pół godziny, zanim szliśmy po jego siostrę. Każde dziecko wiedziało, że codziennie jest taka chwila, kiedy ma mamę tylko dla siebie. To bardzo dobrze działało.
Szukajmy takich momentów z dzieckiem sam na sam, szczególnie z tymi starszymi dziećmi, ponieważ one najbardziej potrzebują naszej atencji. Może to być wspólne gotowanie, nakrywanie do stołu czy robienie prania. Rozmawiajmy przy tym, pytajmy, jak minął dzień. Dziecko musi czuć nasze zainteresowanie i naszą bliskość.
Miłka Fijałkowska: Dążymy do idealnego rodzicielstwa. Czy musimy być idealnymi rodzicami, by być dobrymi rodzicami?
Nicola Schmidt: Tak, chcemy być perfekcyjnymi rodzicami i to nas jeszcze bardzie stresuje. Nie każde śniadanie, które przygotowujemy dla naszych dzieci, musi wyglądać jak z Instagrama wzięte. Nie musimy organizować naszym dzieciom dwudziestu zajęć dodatkowych. Czasem lepiej po prostu poleżeć wspólnie na kanapie, porozmawiać czy wspólnie upiec ciasto. Liczy się nasz czas, nasza obecność i bliskość. To ważniejsze, niż każdy jeden kurs. Nasza świadoma obecność przy dziecku jest największą wartością, jaką możemy mu dać. Ty i dziecko to najważniejsze, czego potrzebuje mózg dziecka dla prawidłowego rozwoju. Nie potrzebuje pieniędzy, pięknego auta, dóbr materialnych, ale nas.
Na wychowanie dziecka mamy tylko dziesięć jego pierwszych lat życia. To właśnie w tym okresie dajemy dziecku wszystko, czego potrzebuje do rozwoju. Odpuśćmy trochę naszą samorealizację, karierę, zdobywanie kolejnych dóbr materialnych. Pierwsze lata życia naszego dziecka to najważniejszy moment, później już tego nie nadrobimy.
Nauczmy się też odpuszczać i pozwólmy sobie na popełnianie błędów. Jeśli je już popełnimy, możemy dziecko przeprosić, przytulić i zapewnić, że to nie wina dziecka. To trzeba zawsze jasno zakomunikować. Ważne jest też, żeby dziecko słyszało, że kocha się je takim, jakie jest. Cokolwiek pójdzie źle, naszą miłością do dziecka zawsze możemy to naprawić. Mamy trudne czasy, jesteśmy zapracowani, zestresowani, wciąż pędzimy, ale bycie dobrym rodzicem jest możliwe.
Zamów najnowszą książkę Nicoli Schmidt.