Peter Wohlleben ma niesamowity dar opowiadania o przyrodzie. Każda jego książka jest
jak wyjątkowy spacer po lesie, podczas którego co rusz dostrzegamy kolejne cuda
natury i jesteśmy pochłaniani przez świat zieleni. Zieleni, która jednak nie
dla wszystkich jest taka sama. Co ciekawe, nasza perspektywa i kolory lasu,
jakie widzimy bardzo różnią się od tego, co widzą np. psy i koty czy nawet
leśne zwierzęta. Odpowiedzmy sobie najpierw na pytanie…
Dlaczego właściwie las jest zielony?
„Coraz więcej jest osób zafascynowanych naturą (sam do nich należę), które chciałyby
nie tylko widzieć las, ale również intensywnie go poczuć. Często zazdrościmy
zwierzętom niezafałszowanych zmysłów. Jak jednak sami wypadamy w tej mierze? Co
jeszcze w ogóle potrafimy po wiekach cywilizacji, która na co dzień nie wymaga
już od nas czujnej uważności względem natury?
Gdyby dać wiarę wielu raportom porównującym nasze możliwości z fantastycznymi
uzdolnieniami zwierząt, okazałoby się, że poza bystrym rozumem niewiele mamy do
zaoferowania. Jeśli chodzi o zmysły, to w porównaniu z niemal każdym innym
gatunkiem jesteśmy źle zrobieni i w zasadzie można by wręcz odnieść wrażenie,
że podoba się nam rola ewolucyjnych nieudaczników. Więź łącząca nas z naturą
wydaje się nieodwołalnie zerwana i możemy tylko z zazdrością przyglądać się
talentom zwierząt.
To wrażenie jednak jest całkowicie mylne – człowiek jak najbardziej jest w stanie
dotrzymać kroku swojemu ożywionemu otoczeniu. Przecież jeszcze nie tak dawno
nasi przodkowie musieli się przedzierać przez lasy i w porę dostrzegać
niebezpieczeństwo bądź też zdobycz. A ponieważ od tego czasu nasza konstrukcja
nie uległa zmianom, spokojnie możemy przyjąć, że wszystkie zmysły mamy w
nienaruszonym stanie. Brakuje nam co najwyżej nieco treningu, a to można
nadrobić.
Zajmijmy się najpierw oczami, tu zaś przede wszystkim kwestią, dlaczego w ogóle udaje
się nam widzieć drzewa w kolorze.
Widok zielonych drzew jest relaksujący, a nawet dobrze wpływa na zdrowie, tyle wiemy
na pewno, ale dlaczego widzimy je na zielono? W końcu większość gatunków ssaków
nie posiada tej zdolności. Ich świat jest znacznie ograniczony pod względem
kolorystycznym, by przywołać choćby wysoce inteligentne delfiny: widzą tylko
czerń i biel, ponieważ w siatkówce oczu (jak u wszystkich waleni, ale także u
fok) mają tylko jeden typ czopków. Są to komórki umożliwiające widzenie barwne.
Jednak by móc rozróżnić dwa kolory, potrzeba co najmniej dwóch rodzajów
czopków. Paradoksalnie delfiny i spółka mają zaledwie jeden ich rodzaj
odpowiedzialny za zieloną barwę. Wystarcza to akurat do rozróżniania poziomów
jasności, a delfiny nie potrafią nawet wyodrębnić światła niebieskiego, którego
w wodzie morskiej jest pod dostatkiem, ponieważ przenika ono wyjątkowo głęboko
przez wodę.
Nasi czworonożni pobratymcy jak psy i koty lub zwierzęta leśne jak sarny, jelenie
bądź dziki potrafią w tej dziedzinie o wiele więcej niż delfiny. U nich bowiem
do zielonych czopków dołączają się niebieskie, co umożliwia już powstanie
wąskiego widma barw. Wszystkie jednak odcienie czerwieni, żółci i zieleni
zlewają się w jeden kolor. To nadal nie wystarczy, by widzieć zieleń. Zwierzęta
potrzebowałyby do tego jeszcze czopków wrażliwych na czerwień – takich, jakie
mają ludzie i wiele gatunków małp. Odkrycie, że kolor zielony działa
uspokajająco na psychikę i wspomaga procesy zdrowienia, nie gra więc żadnej
roli u większości ssaków”.