NINO HARATISCHWILI: Powieść w ogólnych zarysach bazuje na prawdziwej historii, której nie mogę zapomnieć: swego czasu bardzo intensywnie interesowałam się pracą rosyjskiej aktywistki walczącej o prawa człowieka Anny Politkowskiej. Ona właśnie między innymi opowiadała się za ludźmi, którym w Czeczenii odebrano życie.
SO: I co Panią w tym wydarzeniu tak zafascynowało?
NH: Stale docierają do nas podobne historie wojenne, czy to z Syrii, czy z Ukrainy. Jesteśmy do nich przyzwyczajeni i zobojętnieliśmy już wobec nich. Tak łatwo jest stworzyć obraz wroga i powiedzieć, że ten czy tamten chce ci coś odebrać! Ale absurdalne w tej prawdziwej historii jest to, że tam panował spokój.
SO: Ma pani na myśli to, że tam nie toczyły się walki?
NH: Właśnie! I ten typ, pułkownik, nie mógł znieść spokoju! On sobie siedział w miejscowości, w której jego żołnierze mieli wypocząć, a co zrobił? Zabawił się w wojnę na wojnie. On nie mógł wytrzymać bez wojny! Myśl o tym pozwoliła mi uświadomić sobie perwersje wynikające z wojny.
SO: Ten rozdział w książce rozpoczyna się cytatem z Sofoklesa: „Z żarów twej duszy mroźne zmieciesz słowa”. Czy inspirowały Panią tragedie greckie?
NH: W każdym razie musiałam myśleć o wielkich dramatach antycznych. Oczywiście sprawiało mi to wielką radość jako dramatopisarzowi. Ale zajmowanie się tymi potwornościami, które wyrządzają sobie nawzajem ludzie, jest niesłychanie wyczerpujące. I dobrze było równolegle z pisaniem książki zajmować się zmienianiem pieluszek, bo akurat wtedy urodziła się moja córka.
SO: Nie bardzo potrafię wyobrazić sobie pisania o najokropniejszych zbrodniach wojennych między zmienianiem pieluszek.
NH: To rzeczywiście coś ekstremalnego. Na szczęście potrafię zachować dystans do tego, co badam i o czym piszę. W innym wypadku byłabym psychicznym wrakiem.
SO: Jak Pani to robi?
NH: Po prostu odstawiam to na bok. No, to napisałam właśnie o gwałceniu i torturach, a teraz idę robić makaron.
SO: Pisze Pani bez żadnych zahamowań o najciemniejszych ludzkich stronach, ale jednocześnie uderzająco beznamiętnie. Jak udaje się Pani zachować językowy spokój przy opisach tortur i gwałtu?
NH: Naprawdę ma Pani takie wrażenie? To dobrze. Często zarzuca mi się okrucieństwo. Przede wszystkim w recenzjach, które mnie strasznie zdenerwowały. Można lubić moje książki albo nie, ale to nonsens uważać, że opisywana przeze mnie rzeczywistość jest gorsza niż naprawdę. I to tylko dlatego, że ktoś siedzi sobie w swoim wygodnym lofcie i nie ma ochoty czytać czegoś, co jest prawdą o wojnie. Nie można nikogo zmusić do czytania.
SO: Może zmusza Pani czytelników do odczuwania?
NH: Sama siebie także do tego zmuszam. Nie oszczędzam się. Oczekuję od siebie samej emocjonalnej ekstradycji. Dlatego też nie przewracam się z płaczem po podłodze, ale pozwalam, aby we mnie samej stało się coś takiego, co sprawi, że będę w stanie tak właśnie pisać.
SO: Mieszka Pani w Niemczech i wkrótce po urodzeniu córki pojechała Pani do Czeczenii, aby zbierać tam materiały.
NH: Tak, moja córka miała osiem miesięcy i została w Hamburgu z moim mężem, a mnie towarzyszyła przyjaciółka. Wszyscy stukali się w czoło i mówili: „Zwariowałaś, nie możesz tego zrobić!” Ale to było słuszne.
SO: Dlaczego?
NH: Muszę znać i rozumieć miejsce, o którym piszę. A Czeczenia była dla mnie wyzwaniem. Jeszcze nie byłam w takim miejscu, którego zasady byłyby mi tak obce. Gdzie wszystko jest tak nieprzewidywalne i niejasne.
SO: Czy może Pani podać jakiś przykład?
NH: Myślałam, że w Groznym będę musiała nosić chustę na głowie. Ale to wcale nie było takie ważne. Za to jako kobieta nie powinnam była tam chodzić w spodniach, rozmawiać z mężczyznami, a zwłaszcza palić papierosów. Stale się obawiałam, że popełnię jakąś gafę. A poza tym raził mnie fakt, że młodsze kobiety są bardzo surowe i zasadnicze. Wszystkie oglądają Grę o tron, a potem opowiadają, jak ważne jest to, aby wyjść za mąż i służyć mężczyźnie. Jak to się nie wyklucza?
SO: Właśnie, jak?
NH: Myślę, że one w ten sposób odgradzają się od Rosjan. Kobiety po czterdziestce noszą chusty na głowach, ale tylko te młodsze zasłaniają twarze i wykorzystują islam jako coś w rodzaju cichej rewolty przeciwko swoim okupantom.
SO: Stalin jako pierwszy deportował Czeczenów. Po rozpadzie Związku Radzieckiego islamscy separatyści walczyli w dwóch kolejnych wojnach przeciwko centralnym rządom rosyjskim. Czeczenia potem była rosyjskim krajem związkowym. Czy Rosjanie ciągle jeszcze są okupantami?
NH: W Groznym nie ma śladu po obu wojnach. Nawet w Muzeum Historycznym nie mówi się o żadnej wojnie, która miała miejsce po drugiej wojnie światowej. To jest bardzo wyraźna i przejrzysta forma dyktatury i tyranii. Nie ma rodziny, która nie straciłaby przynajmniej jednego krewnego. Jeszcze dziś wiadomo o setkach tysięcy zaginionych, ale publicznie nikomu nie wolno o tym mówić. Za to na każdym rogu widnieje portret Putina. I wszyscy muszą go czcić, choć przecież on zniszczył ich życie.
SO: W Pani powieści Ósme życie (dla Brilki) zajmowała się Pani ofiarami, a w nowej powieści chodzi o sprawców. Jakie pytania sobie Pani zadawała?
NH: Jak można żyć jako sprawca? Czy to okoliczności powodują, że ludzie stają się potworami? Nie wszyscy zachowują się w sytuacjach wojennych tak samo – co jest więc tego przyczyną? Naprawdę się przy tym napracowałam. Przy pisaniu tej książki z początku miałam w głowie tylko jej koniec.
SO: Jej zakończenie ma w sobie niemal coś biblijnego i jakiś czas po zakończeniu czytania prześladuje czytelnika. Co trzeba z tego wynieść?
NH: Wojna niszczy biografie wszystkich ludzi, przenika przez całe generacje. Każdy może być winny. W zasadzie każdy może zrobić wszystko. Ostatnie pytanie brzmi wobec tego: kto tego nie zrobi?
Tłumaczenie: Anna Makowiecka
Źródło: Spiegel Online, https://tiny.pl/tmv4v