15 lat temu był królem życia w Trójmieście. Pracował w policji, ale imprezował z gangsterami, jeździł szybkimi samochodami i motocyklami. Znał wtedy wszystkich. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. W nieprzyjemnych okolicznościach odszedł z policji. Ochraniał jednego z najbogatszych Polaków. Zaplątał się w aferę gruntową i upadek IV RP. Przyznał się do współpracy z WSI (Wojskowe Służby Informacyjne). A ostatnio ochraniał statki przed piratami.
Idę na rozmowę z Jarosławem „Majami” Pieczonką przy okazji wydania książki „Służby specjalne. Podwójna przykrywka” Patryka Vegi.
Podczas rozmowy „Majami” skacze między wątkami, sprawdza, na co może sobie pozwolić, wyczuwamy się nawzajem. Mam nad nim tę przewagę, że przed spotkaniem porozmawiałem z jego dawnymi kolegami z policji. - Niepoważny koleś, ma długi, szuka kasy, opowiada legendy, kreuje się - mówili. Ale dodawali, że nigdy nie było do jego służby poważniejszych zastrzeżeń, że był maksymalnie skoncentrowany na pracy, że żadne zarzuty wobec niego nigdy się nie potwierdziły.
W rozmowie „Majami” sypie szczegółami, nazwiskami, pseudonimami. Opowiada barwne anegdoty o osobach znanych z pierwszych stron gazet. Niektóre wstrząsające, inne zabawne. Ale obaj zdajemy sobie sprawę, że po ich opisaniu prawnicy puściliby nas w skarpetkach. Dlatego w pewnych miejscach pojawią się literki zamiast nazwisk, kilka szczegółów zostało zmienionych. Oprócz tego, jak zapewnia „Majami”, sama prawda. Czy można mu wierzyć? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami.
Szymon Jadczak: Skąd się wziął „Majami”? Jeden z twoich kolegów określił cię tak: „Prosty chłopak z niezamożnej rodziny”.
Jarosław Pieczonka, ps. „Majami”: Skończyłem zawodówkę w Gdańsku, miałem trudne dzieciństwo, ojciec nas strasznie lał. Miał za sobą pobyt w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Chciał nauczyć mnie czytać i pisać w wieku sześciu lat. To mu się udało, ale matematycznie nie byłem orłem, więc ojciec przyuczał mnie do nauki siłą.
Jak wiele z tego, co mi dzisiaj powiesz, to będą kłamstwa?
- Cała prawda.
Biorąc pod uwagę, że byłeś zawodowo uczony kłamstwa...
- Teraz nie muszę kłamać. Po co?
Bo kłamstwo się lepiej sprzedaje.
- Zostałem przyuczony do kłamstwa, ale wiem, jak je oddzielić od prawdy. W książce jest sama prawda. Wiadomo, że miejsca, osoby, nazwy muszą być pozmieniane, bo nie chcę się narazić na proces. Ale wszystkie fakty są prawdziwe.
Kim ty właściwie jesteś? Szpiegiem, policjantem, gangsterem?
- Teraz jestem najemnikiem. Pracuję dla Brytyjczyków, w firmie ochroniarskiej. Chronię statki przed piratami somalijskimi. Docelowo chcę znaleźć zajęcie w Iraku albo Afganistanie. Mam pewne zobowiązania, które muszę co do złotówki spłacić. Pracuję dla pieniędzy.
W książce Patryka Vegi zdradzasz wiele tajemnic służb specjalnych. Według niektórych twoich kolegów możesz zaszkodzić choćby agentom wciąż pracującym pod przykrywką.
- Uważam, że to, co było do tej pory w służbach, to w większości była wielka prywata i dbanie o swoje interesy. A czy zaszkodzę tym uczciwym? To jest dobre pytanie. Nie zaszkodzę. Pomogę...
Mówisz to tak, jakbyś napisał tę książkę w porozumieniu z kimś.
- (śmiech) W porozumieniu z Polską Grupą Sprawiedliwych.
?
- Słuchaj, w każdym państwie jest jakaś grupa sprawiedliwych, która działa, nie bacząc na partie polityczne. Bo ja nie jestem związany z żadną partią. Ja jestem chory na Polskę. I jeśli widzimy, że jakieś towarzystwo kradnie, trzeba działać. Ujawniamy patologie.
Polska Grupa Sprawiedliwych przygotowywała się do zmian zachodzących teraz w Polsce.
Przygotowywała się do zmian, czy przygotowywała te zmiany?
- (śmiech) Na pewno pomagała w tych zmianach. Ja także.
Szymon Jadczak
Cały wywiad można przeczytać tutaj.