Aktualności

Matthew Quick odpowiada na pytania czytelników!

Matthew Quick odpowiada na pytania czytelników!

Data dodania: 19.11.2014
Matthew Quick nie boi się zagłębiać w nieuporządkowane życie wewnętrzne swoich bohaterów, ale robi to nie zapominając o optymizmie. Jego powieści − na przykład  „Poradnik pozytywnego myślenia”, której wielokrotnie nominowana i nagrodzona Oscarem adaptacja z udziałem Bradleya Coopera i Jennifer Lawrence – są prawdziwe, szczere i trafiają prosto w serce. W swojej trzeciej powieści dla nastolatków, „Wybacz mi, Leonardzie” tytułowym bohaterem jest niezrównoważony chłopak z pistoletem, który jest jednocześnie zabawny i zraniony, romantyczny i zrozpaczony.
Członkowie społeczności Goodreads przesłali setki pytań do Matthew Quicka. Przeczytajcie jego wskazówki pisarskie, rady, jakich udzieliłby samemu sobie, gdy miał osiemnaście lat i taktyki na przetrwanie zombie-apokalipsy.

Dannie Morin: Jestem głęboko poruszona książkami „Wybacz mi, Leonardzie”, „Niezbędnik Obserwatorów Gwiazd”„Jak Gwiazda Rocka”. W swoich książkach udzielasz głosu wielu dzieciakom, które wcześniej nie potrafiły się odnaleźć jako bohaterowie literatury młodzieżowej. Co inspiruje cię, by być obrońcą i orędownikiem słabeuszy?
Matthew Quick: Jako nastolatek nigdy nie odstawałem od grupy, ale działo się we mnie wiele rzeczy, o których nikomu nie mówiłem, przez co zbyt wiele czasu spędzałem sam. Jak wielu artystów zawsze najlepiej czułem się gdzieś na obrzeżach. Przez większość życia próbowałem ukryć tę prawdę i udawać, że jestem członkiem stada. Moje ulubione historie jednak zawsze dotyczyły outsiderów albo ludzi, którym funkcjonowanie w ramach normalności wyznaczanych przez społeczeństwo przychodzi z trudnością. Kiedy czytałem te historie, czułem się mniej samotny. To samo dzieje się, kiedy je piszę. A komentarze takie jak twój dają mi siłę do dalszego pisania, dają mi odczuć, że istnieją ludzie, którzy, tak jak ja, potrzebują takich historii. Leonard Peacock dużo mówi o latarniach morskich i wielkim snopie światła, który może odprowadzić cię do bezpiecznego miejsca. Literatura zawsze była dla mnie latarnią morską.

Tayler: Co byś powiedział osiemnastoletniemu sobie? Czemu należy pobłażać i jakich lekcji udzieliło ci życie? Co jest teraz dla ciebie święte, a nie było wtedy? Co stało się nieważne, choć kiedyś bardzo się liczyło? Czego należy się trzymać, a co odpuścić?
MQ: Osiemnastoletniemu mnie powiedziałbym, że koniec końców da sobie radę. Przetrwa okres dojrzewania, który czasami będzie bardzo ciężki, ale to, co czeka go dalej, jest tego warte, zwłaszcza związek z jego przyszłą żoną. „Jest jeszcze bardziej niesamowita niż sobie wyobrażasz”, powiedziałbym sobie. „Tylko wytrzymaj”.
Poradziłbym też osiemnastoletniemu mnie, aby się rozluźnił i robił sobie więcej przerw. „Nie pracuj tyle!”. Choć pewnie i tak bym siebie nie posłuchał. Powiedziałbym również, że nie warto słuchać tych wszystkich ludzi, przez których myślałem, że mi się nie uda, bo nie skończyłem najlepszych uczelni i pochodziłem z robotniczego miasta, a moja rodzina nie czytała zbyt wielu książek i nie była w żaden sposób związana ze światem literatury. „Ufaj swoim instynktom –  powiedziałbym mu –  bo zabiorą cię dalej niż kiedykolwiek sobie wymarzyłeś”.
Skacz, a pojawi się sieć, mówią, i w moim przypadku na wiele sposobów okazało się to prawdą. 

Monica Garza Bustillo: Doceniam twój bezpośredni literacki ton i często zastanawiałam się, jak pisarz znajduje ten prawdziwy, szczery głos. Czy czytasz swoje pomysły i dialogi na głos, aby je przetestować? Sprawdzasz je na dzieciach i obserwujesz ich reakcję? Czy od razu zacząłeś z takim stylem, który jedynie dopracowałeś metodą prób i błędów?
MQ: Dziękuję. To kiepska odpowiedź, ale te głosy po prostu do mnie przychodzą. Słyszę je w mojej głowie i rejestruję je na kartce. Czasem Alicia – moja żona i pierwszy czytelnik − pomaga mi te głosy nieco poskromić, ale zawsze piszę w pierwszej osobie, ponieważ… no cóż, w mojej głowie zawsze jest tyle głosów. Nie jestem przekonany, by można było nauczyć pisarza, jak dać się prowadzić tym głosom. Nie 

Tara: Dla pisarzy to naturalne, że tworzą złożone postaci, aby móc rozwijać fabułę. W „Poradniku pozytywnego myślenia” Pat ma obsesje na punkcie odzyskania swojej byłej żony; w „Wybacz mi, Leonardzie” również zapowiada się na to, że bohater będzie miał pewne problemy ze zdrowiem psychicznym. W jaki sposób wybierasz konflikty, którymi później obdarzasz swoich bohaterów? Czy opierasz je o osobiste interakcje, które chcesz odzwierciedlić w powieściach?
MQ: Zawsze zaczynam od głosu. Kiedy po raz pierwszy słyszę ten głos, nie wiem, dlaczego moi bohaterowie mówią tak jak mówią, dokładnie jak wtedy, gdy kogoś poznaję − nie wiem, jaką ta osoba ma za sobą historię. Słucham więc głosów moich protagonistów i staram się ich wysłuchać, tak jak osoby z krwi i kości. W pewnym momencie bohater ujawni jaki jest przez swoje czyny. Wewnętrzne konflikty są tym, co tworzy akcję, a to znów prowadzi do powstania fabuły.
Kiedy usłyszałem w głowie głos Pata, od razu dowiedziałem się, że za niedługo opuści szpital psychiatryczny i że zabierze go stamtąd matka. Robił pompki na ogrodzonym trawniku ośrodka, kiedy zobaczył jej pomalowane paznokcie. Dlaczego był w tym czasie i w tym miejscu? Dlaczego robił pompki? Dlaczego jego sprawami nadal zajmowała się matka? Były ku temu trzy powody, które Pat wyjawił mi kiedy słuchałem i pisałem. Podejrzewam, że moje historie można by psychoanalizować i dojść do wniosku, że kiełkują gdzieś z mojej podświadomości. Nie kłóciłbym się z takim wnioskiem. Jeden z moich byłych doradców z Goddard College, mądry Paul Selig często mówił o tym, jak proces opowiadania jest procesem czynienia świadomym tego, co podświadome.

John Kruger: Chciałbym zapytać o twoją decyzję, by przedstawić nauczyciela [nauczyciela niemieckiego tytułowego Leonarda, Herr Silvermana] jako człowieka, który wykracza poza swoją określoną rolę.
MQ: Kiedy w jakiejś szkole dochodzi do strzelaniny, zadajemy sobie pytanie, co jest nie tak ze szkołami, nauczycielami, młodymi ludźmi i społeczeństwem w szerokim pojęciu – rozsądne pytania pojawiają się w obliczu tragedii. Jednak jako były nauczyciel, który niegdyś pracował z trudną młodzieżą, nie mogę pogodzić się z tym, że nie zadajemy sobie pytań co jest ze szkołą w porządku za każdym razem, gdy młodemu człowiekowi w kłopocie udaje się pomóc, a on w konsekwencji nie ucieka się do przemocy, a to przecież dzieje się każdego dnia.
Myślę, że wiele byśmy się nauczyli, a może i więcej, gdybyśmy przyglądali się metodom nauczycieli, którzy z powiedzeniem pomagają młodym ludziom. W każdym liceum pracują cisi bohaterowie, którzy nie zwracając na siebie niczyjej uwagi odwalają kawał dobrej roboty. Nauczyciele tacy jak Herr Silverman.
Myślę, że sąsiad Leonarda, Walt odgrywa równie istotną rolę w tej historii. Leonard daje prezenty czterem osobom, a każda z tych osób daje Leonardowi coś, czego on bardzo potrzebuje. Robienie czegoś ponad program i wymagania rzadko kiedy wiąże się z pochwałami i nagrodami dla nauczycieli, ale on i tak to robią. Jeśli naprawdę zależy ci na nastolatkach i jesteś gotowy wykonać emocjonalną pracę niezbędną, by pomóc im przejeść okres emocjonalnego dojrzewania, to nie ma cięższego zawodu niż praca nauczycielska.

Lilly W: Jakie są twoje ulubione i znienawidzone etapy w procesie pisania i jak sobie radzisz w trudnych chwilach?
MQ: Moją ulubioną częścią procesu jest pisanie samemu w swoim pokoju, zanim jeszcze ktokolwiek przeczyta to, nad czym pracuję. Kiedy piszę pierwszą wersję tekstu moi bohaterowie są tylko moi. To wspaniałe stworzyć świat, który istnieje tylko w twojej głowie. Kiedy dzielisz się tym światem z innymi ludźmi, twoja powieść zyska na jakości dzięki procesowi redakcyjnemu, ale już nigdy nie będzie tylko twoja.
Pewnie można się poczuć podobnie kiedy odprowadza się pięcioletnią córkę na pierwszy dzień w zerówce. Szkoła jest w porządku, ale ja zmieni. Kiedy książka pojawia się w księgarniach ludzie oceniają ją i krytykują. Nawet kiedy otrzymuje wiele pochwał, to całe doświadczenie nadal może być emocjonalnie przytłaczające. To tak jakby obcy ludzie oceniali twojego syna lub córkę według pięciogwiazdkowej skali. (Oczywiście to miłe, kiedy ktoś całkowicie zakochuje się w twojej powieści i daje ci pełne pięć gwiazdek. Ale od tych emocji też możesz się uzależnić).
Często powtarzam sobie, że „ocali mnie pisanie”. Nie publikowanie, pisanie. Pisanie to moja ulubiona część. 

Katie Lambert: Co sprawiło, że uwierzyłeś w pozytywne myślenie?
MQ: Wersja długa: W 2006 roku pisałem za darmo przez niemal dwa lata, mieszkałem z teściami i zmagałem się z depresją i niepokojem, które w większości wynikały z presji, jaką na siebie nałożyłem, aby odnieś sukces w świecie literackim. A mimo to nie napisałem niczego co można by sprzedać. W zimny, ponury, zimowy dzień poszedłem się przebiec. W połowie drogi spojrzałem w górę i zobaczyłem chmurę otoczoną elektrycznym światłem. Była przepiękna. Zastanawiałem się, czy to może znak, że dam sobie radę jako pisarz. Na tę myśl poczułem się wspaniale, ale już po chwili zacząłem ganić się za takie beztroskie myślenie. Przecież to tylko chmura, która przysłoniła słońce. A co by się stało gdybym pozwolił sobie wierzyć, że to omen i dałbym sobie trochę tak bardzo potrzebnej mi nadziei i napędzającej energii? Kiedy tak biegłem, doznałem olśnienia. Mógłbym stworzyć bohatera, który wyznaje takie pozytywne myślenie. A gdyby ten bohater miał jakąś urojoną filozofię, dzięki której żył? Czy to mogłoby pomóc? Tak to się zaczęło.
Wersja krótka: Moja żona. Jest wspaniała. Odnaleźliśmy siebie nawzajem, kiedy znajdowałem się w bardzo złym miejscu. Odkąd ją poznałem, moje życie stało się dużo lepsze. Głównie z jej powodu. 

Kelly: Jaka jest twoja ulubiona książka 2013 roku i na jaką książkę najbardziej czekasz?
MQ: Podobała mi się „We are water” Wally’ego Lamba, która zostanie wydana w październiku oraz „Shotgun lovesongs” Nickolasa Butlera, która pojawi się w księgarniach w 2014 roku. Ale to nie jedyne.

Sophie Atkinson: Jakiej rady udzieliłbyś młodym, aspirującym pisarzom?
MQ: Nie zacierajcie grani pomiędzy krytykiem a pisarzem. Wspierajcie wszystkich pisarzy, jakich tylko możecie. Sympatyzujcie z iloma możecie. Myślcie pozytywnie. Szukajcie czegoś dobrego, a nie złego, we wszystkim co czytacie. Nie utrudniajcie życia drugiemu pisarzowi – ono i tak jest już ciężkie. Wasze zdanie nie czyni z was pisarza, tylko wasza twórczość. Bądźcie więc mili i pamiętajcie o dobrych manierach, zwłaszcza w Internecie. Świat wydawniczy jest bardzo mały.

Rachael Woohoo: Quick! Nadciąga zombie-apokalipsa. O robisz?
MQ: Na pewno poszukałbym Bruce’a Campbella, który − kiedy tylko zaczyna się atak zombie − musi powrócić do swej roli Asha z oryginalnej wersji filmów „Martwe zło”. Poszedłbym za gościem, uzbrojony w piłę łańcuchową i niewyczerpany zapas paliwa. Albo poszedłbym za Sarah Michelle Gellar, czyli Buffy. O tak, jeśli chodzi o apokalipsy, Buffy nie ma sobie równych.